Często znajdowałam ja, albo Piotr jakieś zagubione piesony. Czasem zostawały na kilka godzin, aż właściciel się znalazł, czasem na dobę, ale zawsze po takiej przygodzie mówiliśmy sobie: "Nieeee, drugi pies, przy zazdrosnej Gazozo, i kotach, które nie każdy pies toleruje, to najgorszy pomysł". Nie mniej, gdy podczas rowerowego pikniku zobaczyliśmy Pepe, takie argumenty przestały być ważne. Piotrek jako pierwszy stwierdził, że Pepe jest nasz. Ja, jako że zdrowo w związku odgrywać jest w kluczowych kwestiach role dobrego i złego gliny, mówiłam, że absolutnie nie. Jednak gdy Piotrek powiedział, że wziął Pepe, a potem okazało, się, że tylko żartował, jakoś mi się smutno zrobiło, że jednak nie i postanowiłam, że bierzemy kochać tego pieska!